silk pants, sweater, faux fur, boots - vintage | VILA scarf | my Dad's watch | zara bag
Spodnie z jedwabiu (100%), kupiłam tuż przed zimą i niewiele było okazji, żeby je założyć. Na szczęście, już niedługo się to zmieni :)
Mają niestety jedną wadę - po prasowaniu... nadal są zmięte. A po godzinie chodzenia w nich, to już nawet nie będę mówić jak wyglądają. Ale komfort noszenia jest wyjątkowo wysoki, dlatego nie przykładam do tego zbyt wielkiej wagi. Są bardzo mięciutkie, ślicznie się układają, skóra bardzo dobrze się czuje mając jedwab przy sobie :). Swoją drogą, obok wełny i kaszmiru, jest to mój ulubiony materiał.
Jadę sobie kilka dni temu samochodem 'moją' ulicą. Przy wyjeździe z niej znajduje się niewielki zakręt, prowadzący na dwupasmową, ruchliwą trasę. Zakręt jest na tyle ostry, że dopiero kilka metrów przed nim widać co znajduje się dalej (np. czy nie stoi tam jakiś samochód). Droga w tym miejscu jest też bardzo wąska. No to jadę sobie spokojnie, a tu nagle proszę bardzo - ludzie idą środkiem ulicy (podkreślam, że nie ma tam przejścia dla pieszych). Myślę sobie, co to jest? 'Trąbię' na nich. W celach dla nich 'naukowych', a nie z 'wkurzenia', bo nie mam w głowie, że mi blokują szlak komunikacyjny, tylko to, że im życie niemiłe - ubrani w 'barwy ochronne', ledwo można ich dojrzeć, mimo tego, że było jasno. Do tego ja trafiłam na nich 'centymetr' za zakrętem. W tej samej chwili pomyślałam też - dlaczego idą po ulicy? Nie ma chodników czy jak? I patrzę na chodnik. Śnieg po kolana... Fakt, ciężko by było po nim iść - pewnie nie chcą sobie butów i spodni zamoczyć. Ale... czyżby lepiej życiem zaryzykować? Czy mając wybór - zamoczyć sobie buty, albo mieć 'szansę' wpaść pod samochód, naprawdę lepiej jest wybrać tą drugą opcję?
No mnie się to w głowie nie mieści. Stwierdzenie 'brak wyobraźni', którego w zasadzie nie używam, pasuje mi tutaj jak nigdzie.
Druga sytuacja - na tej samej ulicy, ale w innym miejscu. Jadę 40km/h, dopiero co wyruszyłam od siebie z parkingu, a tu nagle koleś wyjeżdża mi na 'czołówkę' z małej uliczki po lewej stronie. Podjechał i wyjechał w ciągu, dosłownie, sekundy. Nie mógł się zatrzymać, bo w takim wypadku bym go zauważyła. Ostro musiałam zahamować, żeby ujść z życiem z tej sytuacji. Tamten elegancik - spokój zupełny, jak by nie popełnił żadnego błędu, jeszcze przez telefon sobie konwersował dla rozrywki.
Ale co (chyba) najważniejsze - jechał czarną 'limuzyną' (Mercedesem z tego co pamiętam).
Czy ci, co 'wożą się' takimi 'furami', myślą, że ich samochód ma jakąś otoczkę ochronną? Albo że ich pojazd jest pancerny? Niech będzie, ale wtedy co z moim i ze mną w środku?! Z resztą, nie tylko właściciele drogich samochodów tak mają. Ale z mojego doświadczenia wynika, że częściej.
Na drodze trzeba myśleć nie o sobie, a przede wszystkim o innych. Nigdy nie wiadomo, jak ktoś się zachowa. Zasada ograniczonego zaufania przede wszystkim! Pod warunkiem jeszcze, że widzisz jakiś samochód w pobliżu... bo inaczej ciężko ją zastosować.
Generalnie, bardzo rzadko przytrafiają mi się takie sytuacje. Te dwie są akurat z ostatniego miesiąca, i właśnie przez tą zwiększoną częstotliwość o tym piszę.
Odkąd jeżdżę (5 lat), zdarzyła mi się jedna kolizja - 2,5 roku temu, gdy jakaś dziewczyna, 'bawiąca' się w aucie podczas jazdy z bandą pijanych 'młodzianów', wjechała mi w tył samochodu... Na szczęście nic się nikomu nie stało i samochód szybko został naprawiony. Ale o tym nie będę więcej mówić, bo się denerwuję na samą myśl :).
Tutaj chciałabym też poruszyć jedną kwestię, o której właśnie pomyślałam, a mianowicie - panuje powszechny pogląd, że 'baby' są słabymi kierowcami. Absolutnie nie. Każdy, kto nie lubi prowadzić samochodu, jest słabym kierowcą. Taka jest moja opinia. A to zazwyczaj 'baby' nie lubią częściej. Właśnie, skoro się nie lubi - po co robić prawo jazdy? Jedna z opcji: a, bo może akurat kiedyś się przyda? I proszę, przydaje się.
Sytuacja jest taka: jest mąż i żona. Obydwoje mają prawo jazdy. I jeden samochód. Powiedzmy, że żona pracuje w domu, a mąż jeździ do pracy samochodem. Jak jadą na zakupy, prowadzi mąż, do kina tak samo, i we wszystkie inne miejsca również ją zawozi. Nagle nadchodzi moment, że żona musi sama pojechać na zakupy, albo załatwić inną sprawę. No to wsiada, po pół roku, za kierownicę i jest jak jest. A jak jest to wszyscy wiedzą. Takie sytuacje też się zdarzają :)
Ja uwielbiam prowadzić :) Nie chciałabym nawet mieć samochodu z automatyczną skrzynią biegów, bo by mi to zabrało całą radość z bycia kierowcą! :)