niedziela, 31 marca 2013

Before the sun goes down

jacket, bag, belt - vintage | h&m leggings | deichmann boots | no name sunglasses

Od niedawna jestem szczęśliwą właścicielką kurtki ze zdjęć :) Jest pięknie uszyta i cudownie miękka w dotyku. Uwielbiam jej kolor i skórzane wstawki na rękawach :) (niestety na zdjęciach trudno jest je dostrzec). 
Legginsy są granatowe, lekko połyskujące i mają delikatny, drobny, wężowy wzór.

Okulary kupiłam w 2007 roku. Przeleżały ostatnio dłuższy czas nieużywane, z tego względu, że miałam 'po drodze' kilka swoich ulubionych modeli :)

Sześć lat temu w Polsce, ludzie bardzo dziwnie patrzyli na elementy ubioru, które były mało popularne lub rzadko spotykane. Można powiedzieć, że było się wytykanym palcami - dosłownie - gdy nosiło się coś innego niż wszyscy. Tak właśnie było z moimi okularami. Gdy miałam je kilka lat temu na sobie, niektóre osoby które mijałam na ulicy patrzyły na mnie jak bym, co najmniej, przyleciała z innej planety. Ale nie zniechęcało mnie to i nosiłam je dalej, gdyż nie widzę powodu, żeby rezygnować z zakładania czegoś co mi się podoba tylko ze względu na to, że inni w jakiś sposób na tą rzecz reagują. 
W tym samym czasie byłam też w Grecji - tam moje okulary nie były niczym dziwnym - wszyscy zachowywali się 'normalnie', czyli nie zwracali na nie uwagi. Bardzo słabo w mojej ocenie wypadła wtedy, na tle Greków, tolerancyjność Polaków.

Dziś, na szczęście, trzeba już założyć coś bardziej ekstrawaganckiego niż duże okulary, by doszło do wyżej wymienionej sytuacji.
Generalnie, coraz lepiej jest przyjmowany w naszym społeczeństwie fakt, że ktoś się wyróżnia i ma swój indywidualny styl ubierania - często już nie patrzą na niego jak na wariata. Ale jednak nie zawsze. Umówmy się też, że mówiąc tu o indywidualnym stylu mam na myśli raczej łagodną formę odmienności, w postaci, na przykład, wielości wzorów i kolorów. 

No i z godziny drugiej zrobiła się trzecia. W końcu dzień będzie jeszcze dłuższy! :) 
Zaraz się kładę (chociaż wcale nie chce mi się jeszcze spać...). Od rana będę gotować z Mamą nasz żurek wielkanocny :)

Wszystkim życzę wesołych, spokojnych, pogodnych i zdrowych Świąt Wielkiej Nocy :) :*
Pozdrawiam serdecznie! :)


Happy Easter! :) xoxo

sobota, 30 marca 2013

Simply



fur, sweater - vintage | denim co. jeans | bag, bracelet - no name | h&m scarf | deichmann boots 

Dziś zestaw 'zwykły', codzienny, wygodny. I połączenie kolorów - beż, szary, granatowy - które bardzo lubię. 

Jestem osobą bardzo wymagającą, jeżeli chodzi o torebki. Żeby z jakąś się 'zaprzyjaźnić', musi ona spełniać pewne kryteria :) A mianowicie: potrafić dużo zmieścić (jest to dla mnie bardzo istotne, bo już sam mój portfel jest wielkości małej kopertówki ;)), i być wygodna w użytkowaniu - co oznacza między innymi odpowiednie dla mnie otwieranie/zamykanie oraz kształt prostokąta, 'leżącego' na dłuższym boku - wtedy jest dużo łatwiej wszystko znaleźć. A poza tym, prawie niezbędnym jest, by torba posiadała długi pasek. Bez niego, w moim przypadku, się nie obędzie przy dłuższym wyjściu.
Dzisiejsza granatowa, dość popularny model, to jedna z moich faworytek. Spełnia wyżej wymienione wymagania prawie w 100% :)

środa, 27 marca 2013

Uncommonly

faux fur, bag - vintage | vero moda sweater | atmosphere skirt | wellingtons, bracelet - no name | reserved glasses

Niektórzy sprzeciwiają się łączeniu delikatnych spódnic lub sukienek z 'ciężkimi' butami. I nie wszyscy to lubią. Ja zupełnie odwrotnie - takie niecodzienne połączenia mi się podobają i czasami je stosuję :) 
Dziś mam na sobie kalosze, które są niezastąpione podczas zimowej 'chlapy' oraz wiosennego deszczu. Każdy, kto nie posiada obuwia takiego rodzaju, powinien się w nie wyposażyć! Wiele razy już męczyłam się z przemoczonymi butami jak były roztopy lub padał deszcz. Nie wspomnę już o sytuacjach, gdy na ulicach była tak zwana 'rzeka', co wiosną często się zdarza. Kalosze w 100% rozwiązują ten problem :) Bardzo wszystkim polecam zakup takich butów. Na wyżej wymienione warunki pogodowe są niezastąpione. 

Niedawno skończył się mecz Polska - San Marino. Bardzo lubię oglądać piłkę nożną, ale nasza reprezentacja wzbudza we mnie takie emocje, że ciężko jest mi to przeżyć ;)
Tylko tak się ciągle zastanawiam, co jest z nimi nie tak, że nie mogą zagrać porządnie?
Nie cieszę się z naszej dzisiejszej wygranej (5:0...) w zasadzie tylko dlatego, że w kółko 'trąbili' w mediach, jakie to San Marino jest 'beznadziejne' i jak daleko jest w rankingach FIFA. A poza tym, spodziewam się ciągle czegoś więcej od naszych. Niestety mam wrażenie, że przy każdym następnym meczu dają z siebie mniej... Do tego mamy tylko kilku dobrych zawodników. A dlaczego nie jest odwrotnie - że mamy kilku złych? Czy to jest nie do zrobienia, by znaleźć świetnych graczy i ich wystawić? Nie wydaje mi się, bo w Polsce jest mnóstwo takich. Ale ja tam się nie znam i nie będę się o tym rozpisywać...
Dobrze, że w wielu innych dziedzinach sportowych Polacy świetnie dają sobie radę, wygrywają i zajmują pierwsze miejsca :)

niedziela, 24 marca 2013

Graffiti

 sweater, bag, boots - vintage | shirt - atmosphere | mango leggings | my Dad's watch | no name bracelet 

Koszula to kolejna rzecz w mojej garderobie, którą darzę szczególną sympatią (być może już nawet o tym pisałam). 
W zimie jednak nieczęsto je zakładam, gdyż będąc w koszuli, nawet mając pod nią coś z długim rękawem, istnieje ryzyko zamarznięcia ;) Alternatywą jest założenie sweterka na wierzch, co również daje ciekawy efekt. Dziś właśnie jedna z moich koszul z wzorem floral, w parze z popielatym sweterkiem.
Jasny odcień szarości to kolejny kolor, który moim zdaniem pasuje do wszystkiego. Tak jak beżowy - można go połączyć z każdą barwą, i będzie wyglądał dobrze. Mój dzisiejszy zestaw akurat jest stonowany i taki miał być. Natomiast gdy doda się do popielatego jakiś wyrazisty odcień, przykładowo chabrowy, czerwony lub purpurowy, idealnie uzupełniają się nawzajem - mocny kolor nadaje temperamentu szarości, a ona uspokaja i tonuje wyrazistość 'sąsiada'. Tak samo jest z beżem, ale on sam w sobie, w moim odczuciu, ma więcej charakteru niż szarość. 
Podejrzewam, że niedługo pojawi się zestaw takiego typu, odzwierciedlający mój opis. Swoją drogą, szary sweterek pierwotnie miał wystąpić zamiast miętowego w poście 'Mint & fuchsia' :). Ale połączenie tych dwóch kolorów wydaje mi się ciekawsze, zatem musiało mieć pierwszeństwo ;). 
Osobiście uwielbiam też łączyć szary oraz beż z ecru, co można było zobaczyć w poście 'Oval windows', i co z pewnością również jeszcze nie raz pokażę :).

Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających i komentujących! :)

piątek, 22 marca 2013

Silk

silk pants, sweater, faux fur, boots - vintage | VILA scarf | my Dad's watch | zara bag 

Spodnie z jedwabiu (100%), kupiłam tuż przed zimą i niewiele było okazji, żeby je założyć. Na szczęście, już niedługo się to zmieni :)
Mają niestety jedną wadę - po prasowaniu... nadal są zmięte. A po godzinie chodzenia w nich, to już nawet nie będę mówić jak wyglądają. Ale komfort noszenia jest wyjątkowo wysoki, dlatego nie przykładam do tego zbyt wielkiej wagi. Są bardzo mięciutkie, ślicznie się układają, skóra bardzo dobrze się czuje mając jedwab przy sobie :). Swoją drogą, obok wełny i kaszmiru, jest to mój ulubiony materiał.

Jadę sobie kilka dni temu samochodem 'moją' ulicą. Przy wyjeździe z niej znajduje się niewielki zakręt, prowadzący na dwupasmową, ruchliwą trasę. Zakręt jest na tyle ostry, że dopiero kilka metrów przed nim widać co znajduje się dalej (np. czy nie stoi tam jakiś samochód). Droga w tym miejscu jest też bardzo wąska. No to jadę sobie spokojnie, a tu nagle proszę bardzo - ludzie idą środkiem ulicy (podkreślam, że nie ma tam przejścia dla pieszych). Myślę sobie, co to jest? 'Trąbię' na nich. W celach dla nich 'naukowych', a nie z 'wkurzenia', bo nie mam w głowie, że mi blokują szlak komunikacyjny, tylko to, że im życie niemiłe - ubrani w 'barwy ochronne', ledwo można ich dojrzeć, mimo tego, że było jasno. Do tego ja trafiłam na nich 'centymetr' za zakrętem. W tej samej chwili pomyślałam też - dlaczego idą po ulicy? Nie ma chodników czy jak? I patrzę na chodnik. Śnieg po kolana... Fakt, ciężko by było po nim iść - pewnie nie chcą sobie butów i spodni zamoczyć. Ale... czyżby lepiej życiem zaryzykować? Czy mając wybór - zamoczyć sobie buty, albo mieć 'szansę' wpaść pod samochód, naprawdę lepiej jest wybrać tą drugą opcję?
No mnie się to w głowie nie mieści. Stwierdzenie 'brak wyobraźni', którego w zasadzie nie używam, pasuje mi tutaj jak nigdzie.
Druga sytuacja - na tej samej ulicy, ale w innym miejscu. Jadę 40km/h, dopiero co wyruszyłam od siebie z parkingu, a tu nagle koleś wyjeżdża mi na 'czołówkę' z małej uliczki po lewej stronie.  Podjechał i wyjechał w ciągu, dosłownie, sekundy. Nie mógł się zatrzymać, bo w takim wypadku bym go zauważyła. Ostro musiałam zahamować, żeby ujść z życiem z tej sytuacji. Tamten elegancik - spokój zupełny, jak by nie popełnił żadnego błędu, jeszcze przez telefon sobie konwersował dla rozrywki. 
Ale co (chyba) najważniejsze - jechał czarną 'limuzyną' (Mercedesem z tego co pamiętam). 
Czy ci, co 'wożą się' takimi 'furami', myślą, że ich samochód ma jakąś otoczkę ochronną? Albo że ich pojazd jest pancerny? Niech będzie, ale wtedy co z moim i ze mną w środku?! Z resztą, nie tylko właściciele drogich samochodów tak mają. Ale z mojego doświadczenia wynika, że częściej. 
Na drodze trzeba myśleć nie o sobie, a przede wszystkim o innych. Nigdy nie wiadomo, jak ktoś się zachowa. Zasada ograniczonego zaufania przede wszystkim! Pod warunkiem jeszcze, że widzisz jakiś samochód w pobliżu... bo inaczej ciężko ją zastosować.

Generalnie, bardzo rzadko przytrafiają mi się takie sytuacje. Te dwie są akurat z ostatniego miesiąca, i właśnie przez tą zwiększoną częstotliwość o tym piszę. 
Odkąd jeżdżę (5 lat), zdarzyła mi się jedna kolizja - 2,5 roku temu, gdy jakaś dziewczyna, 'bawiąca' się w aucie podczas jazdy z bandą pijanych 'młodzianów', wjechała mi w tył samochodu... Na szczęście nic się nikomu nie stało i samochód szybko został naprawiony. Ale o tym nie będę więcej mówić, bo się denerwuję na samą myśl :).

Tutaj chciałabym też poruszyć jedną kwestię, o której właśnie pomyślałam, a mianowicie - panuje powszechny pogląd, że 'baby' są słabymi kierowcami. Absolutnie nie. Każdy, kto nie lubi prowadzić samochodu, jest słabym kierowcą. Taka jest moja opinia. A to zazwyczaj 'baby' nie lubią częściej. Właśnie, skoro się nie lubi - po co robić prawo jazdy? Jedna z opcji: a, bo może akurat kiedyś się przyda? I proszę, przydaje się. 
Sytuacja jest taka: jest mąż i żona. Obydwoje mają prawo jazdy. I jeden samochód. Powiedzmy, że żona pracuje w domu, a mąż jeździ do pracy samochodem. Jak jadą na zakupy, prowadzi mąż, do kina tak samo, i we wszystkie inne miejsca również ją zawozi. Nagle nadchodzi moment, że żona musi sama pojechać na zakupy, albo załatwić inną sprawę. No to wsiada, po pół roku, za kierownicę i jest jak jest. A jak jest to wszyscy wiedzą. Takie sytuacje też się zdarzają :) 
Ja uwielbiam prowadzić :) Nie chciałabym nawet mieć samochodu z automatyczną skrzynią biegów, bo by mi to zabrało całą radość z bycia kierowcą! :)